niedziela, 31 marca 2019

Zmarli w systemie rodzinnym.🔊



Jak pokazują ustawienia systemowe zmarli w systemie rodzinnym, mają taką samą rangę jak osoby nadal żyjące. Ich reprezentanci cierpią, kochają, radują się dokładnie tak samo jak reprezentanci żywych osób z rodziny.
Nie ma w tym nic dziwnego, gdy uwzględnimy, iż każdy system rodzinny opiera się na następujących zasadach: każdy ma takie samo prawo przynależności do systemu, w tym porządku nie ma różnicy pomiędzy pradziadkiem, który pił, bił i nie została nawet jedna fotografia po nim, a żyjącym wujkiem, znanym reżyserem, który jest chlubą rodziny. Obydwaj przynależą tak samo. Podobnie rzecz wygląda z prawem do miłości. Zarówno sprawcy jak i ofiary, ci z których rodzina jest dumna, i ci, o których się mówi to był zły człowiek chcą być kochani. Jeśli o nich zapomniano z powodu wstydu, bólu bo wiąże się z nimi tragiczne zdarzenie, zostały złamane dwa podstawowe porządki systemu rodzinnego i system będzie dążył do ich przywrócenia. Będą to pokazywali bardzo pięknie reprezentanci zmarłych w ustawieniu. Gdy to się stanie, gdy zatrzymana miłość popłynie do tych, którym jej odmówiono, gdy rodzina spojrzy z szacunkiem na los, który przypadł im w udziale, gdy matka przyjmie do serca abortowane dziecko, wychodząc ponad poczucie winy, gdy sprawca pojedna się z ofiarą,gdy wszyscy zajmą właściwe im miejsce w systemie rodzinnym zgodnie z hierarchią narodzin w rodzinie, wówczas reprezentanci zmarłych natychmiast reagują ulgą, często kładą się, zamykają oczy, mogą ze spokojem odejść do świata przynależnego zmarłym. Nie jest celem zmarłych niepokoić żywych, niosą oni jedynie informację o tym jak się ma struktura systemu rodzinnego.
Taką samą informację jaką np. pokazuje w systemie małe dziecko, które nagle ze słodkiego aniołka staje się nieznośnym ( i nie wynika to z naturalnych etapów rozwojowych dziecka). Obecność zmarłych w naszym życiu, co również potwierdzają ustawienia wynika często z faktu, iż to żywi nie chcą ich puścić, pomimo pozornie odbytej żałoby, mijających lat, bliskie osoby na poziomie głębszym, duszy nie zaakceptowały faktu, że ich np. mama, tata, dziecko są martwi. Cóż to oznacza?
Otóż trzymają ich ciągle jako żywych, nie godząc się na nową jakość ich egzystencji, i tu zupełnie nie chodzi o przekonania religijne. Ma to charakter braku akceptacji,tym samym wykluczania ich takimi jacy są obecnie w systemie.
Pewna kobieta, która tragicznie straciła ojca w wieku nastoletnim, brała udział w ustawieniu swojej córki. Ustawienie dotyczyło braku siły życiowej u córki. W trakcie ustawienia reprezentantka siły życiowej z reprezentacji pojęcia weszła w reprezentację ojca tej kobiety i choć zazwyczaj ustawienia odbywają się w milczeniu, reprezentantka ojca powiedziała do kobiety:
- Przepraszam, że to zrobiłem, przepraszam, że cię zostawiłem.
Kobietę te słowa bardzo poruszyły, gdyż jej ojciec popełnił samobójstwo.
Reprezentantka ojca jak i pozostali reprezentanci nie mieli pojęcia o tym fakcie z życia kobiety.
Po tych słowach, zmarły ojciec poczuł, iż nie ma już nic więcej tutaj do zrobienia i chciał odejść. Wręcz zobojętniał na to co się działo wokół. Natomiast kobieta nie chciała się z tym pogodzić. Już po ustawieniach, przez kilka dni czuła smutek i pustkę. Pojawiła się również złość na zaistniałą sytuację na ustawieniach.
Złość, że jej coś "zabrano". Te odczucia pokazały jej, że nigdy nie przyjęła ojca jako martwego. Potwierdził to również fakt, iż nie widziała ciała ojca, nie mogła więc przejść etapu przyjęcia. Przeszła go dopiero 20 lat później na ustawieniach.
W konsekwencji uwolniła ojca do świata zmarłych, a siebie do świata żywych.
Dlatego tak ważnym jest byśmy mieli świadomość, że tak jak my rośniemy dzięki
sile i wsparciu płynącym w naszym systemie od zmarłych bliskich, tak i oni czerpią od nas akceptację ich jako martwych i uwolnienie do śmierci.  

WERSJA DO SŁUCHANIA      
https://youtu.be/4B-lBCxvU3Y   

czwartek, 28 marca 2019

Tak bardzo kocham siebie 🔊


TAK BARDZO KOCHAM SIEBIE...
Przeczytaj to zdanie powoli, raz akcentując "bardzo", raz "siebie". Nie spiesz się,
czytaj i czuj. Gdzie je czujesz? W której części ciała? Może wstydem zaciska w gardle, może zwiera szczęki w złości? Może spływa do brzucha i lokuje się lękowym gnieceniem na wysokości splotu słonecznego, a może przysiada na klatce piersiowej i przywołuje ni to smutek, ni to żal...A może budzi w tobie taki sprzeciw, że nie chcesz nawet doczytać do końca, wypuszczając przez nos fuknięcia irytacji?
A teraz masz do dyspozycji drugie zdanie:
TAK BARDZO KOCHAM MOJE DZIECI...
( jeśli nie masz dzieci)
TAK BARDZO KOCHAM ..... ( MAMĘ, TATĘ, SIOSTRĘ, BRATA lub inną osobę, która żyje i nie stoją pomiędzy wami traumatyczne przeżycia )
I? Poczułeś różnicę? Czy ciało zarezonowalo ciepłą falą rozchodzącą się promieniście od klatki piersiowej we wszystkich kierunkach, wezbrało wzruszenie, a po chwili pojawił się przypływ energii?
No właśnie tym jest miłość , energią, siłą, ruchem, źródłem naszej mocy i stawania się. Niewyczerpalnym źródłem jeśli obiekt miłości jest constans, ale jakże mówić o stałości skoro wszystko płynie, wszystko się zmienia, pojawia, trwa, znika, umiera... Brzmi deterministycznie? Ach nie! Jest formuła miłości , która może trwać całe nasze życie, od narodzin aż do dnia śmierci. TO MIŁOŚĆ DO SAMEGO SIEBIE.
Banał ? Różnice emocjonalne zdań z początku tekstu pokazują coś przeciwnego. To trudne wyzwanie, bez pochwał, reflektorów realizowane dzień po dniu.
Chętnie i bezproblemowo podejmujemy tylko kochanie na zewnątrz. Czy dlatego, że tę miłość widać, że stoimy w jej blasku słysząc wokół nas szept np.

. " Jak ona kocha swojego ojca", a do niej dociera " Jaka ona wspaniała, dzielna, silna, oddana" lub" Jaką jest wspaniałą córką"( Różnica pomiędzy byciem wspaniałą, a wspaniałą córką jest na tyle znaczącą, iż wrócę do niej szerzej we wpisie o emocjach pierwotnych, wtórnych i metaemocjach.) 
Tak więc świat dostrzega natychmiast naszą zewnętrzną miłość i bardziej lub mniej satysfakcjonująco na nią odpowiada. Odpowiada na nią również "obiekt" miłości. Pławimy się w zwrotach i profitach, zaczynamy nawet wierzyć w naszą wspaniałość . Wraz z wiarą stajemy się jeszcze bardziej kochający i szanowani społecznie. Promieniejemy w pracy i w domu. Nie ma gór, których byśmy nie zdobyli. Aż tu nagle, życie nie oglądając się na nas rozwija swój scenariusz.
Tata, którym ona się z taką miłością i poświęceniem opiekowała ostatnie parę lat umiera. Wraz z nim przestaje istnieć lustro, w którym odbijała się jej doskonałość.
Kika tygodni po pogrzebie społeczny szept zachwytu zamiera, coraz częściej śmielej słychać głosy "Mogłabyś się ogarnąć", "Lata lecą, zacznij żyć", " Ona przepuszcza życie przez palce", pobrzmiewa pogardliwie wokół.
Oczywiście, że przepuszcza, jej życie przestało mieć formę, gęstość, cel. Wszystko co uzasadnia
ło jej wartość znajdowało się w "strefie ruchomych piasków". Było - minęło.
A ona stanęła jak ktoś bez ciała, bez duszy, ktoś kogo istnienie realizuje się jedynie poprzez innych ludzi.
Inaczej on. Jeszcze młody , a już dojrzały i doświadczony. Czego się nie chwyci wszystko realizuje. Prowadzi firmę, podróżuje, ciągle go coś pochłania, fascnuje.
Poznaje ludzi, wiąże się , "rozwiązuje". Wygląda jak milion dolarów.
O nim też szepczą , z podziwem, zazdrośnie " Ten to sobie pożyje", " Ma gościu fart".
Ale on nie słyszy, bo gna, pędzi przed siebie, ciągle i ciągle do przodu, lepiej, ładniej, więcej i jeszcze lepiej,i jeszcze ładniej, i jeszcze więcej. Kompulsywny ruch rozpaczliwego szukania poza sobą, tego co ma w sobie.
Ona i on, i innych wielu, tych co nie mogą znieść czyjegoś sukcesu,tych co atakują każdy przejaw kreacji, tych co podcinają skrzydła, "dolepiają" , zmieniają, ulepszaj
ą swoje ciało, tych empatycznych co zostawiają rodzinę przy wigili, bo koledze z pracy rozchorował się syn i muszą go zastąpić,nieważne, że kolega nigdy nie miał syna... 
ONI, MY, JA spotykamy się przy zdaniu
TAK BARDZO KOCHAM SIEBIE.
...bo gdzieś trzeba zacząć ...




P.S. Jakaś Ona, przychodzi, siada i mówi :
Wiesz, pokochałam siebie!
Wygląda jak człowiek wyznający sekretną miłość, 
jak syn, który mówi "Mamo zakochałem się".
Jest wzruszona...
Świeci światłem miłości...
Czuję lekkie ukłucie zazdrości i radość.
Gdy zakochamy się w sobie nic nie jest już takie same. 

BLOG BEZ BARIER wersja do słuchania https://youtu.be/QJ2yrkGSfbw

niedziela, 24 marca 2019

JAK ZACZĄĆ I SKOŃCZYĆ DZIEŃ 🔊



Możesz zacząć od kawy, spaceru z psem, gimnastyki, ćwiczeń oddechowych
albo innego miłego ci rytuału. Ja zaczynam od kubka czarnej kawy i

tekstu napisanego przez Louis Hey, który jest moją mantrą poranną i wieczorną.
Przeczytaj go całym sobą, poczuj każde słowo niech wybrzmi w tobie, nawet jeśli
jeszcze tak nie jest, porusz słowami zmianę. Spójrz za okno, weź trzy głębokie oddechy, głośno wydychają
c powietrze i NIECH SIĘ DZIEJE!

Uzdrawianie miłością.



GŁĘBOKO W CENTRUM MOJEJ ISTOTY bije niewyczerpane źródło miłości. Pozwalam jej wypłynąć na powierzchnię. Wypełnić moje serce, moje ciało i moje myśli, moją świadomość, całe wnętrze mojego istnienia i rozprzestrzenić się dookoła i powrócić do mnie ze zwielokrotnioną mocą. Im więcej daję miłości, tym więcej mam jej do dania. Jej źródło jest niewyczerpane. Dzięki miłości CZUJĘ SIĘ DOBRZE. Jest to wyraz mojej wewnętrznej radości. Kocham siebie; dlatego z miłością troszczę się o moje ciało. Z miłością karmię je dobrym jedzeniem i napojami, z miłością pielęgnuję je i odziewam. Moje ciało odwdzięcza mi się miłością, promiennym zdrowiem, żywotnością i energią. Kocham siebie; dlatego stwarzam sobie przytulny dom, który zaspokaja wszystkie moje potrzeby i w którym dobrze jest przebywać. Napełniam wszystkie pomieszczenia wibracją miłości, tak, by wszyscy, którzy tam wejdą, łącznie ze mną, mogli je chłonąć i czuć się nią wzmocnieni.

Kocham siebie; dlatego mam pracę, która sprawia mi prawdziwą radość, w której używam moich twórczych zdolności i umiejętności. Pracuję z ludźmi i dla ludzi, których kocham i którzy mnie kochają, i dobrze zarabiam. Kocham siebie; dlatego myślę i odnoszę się do wszystkich ludzi z miłością, bo wiem, że wszystko, co daję, wraca do mnie pomnożone. Przyciągam do mojego świata tylko ludzi pełnych miłości, gdyż oni są zwierciadłem tego, czym ja jestem. Kocham siebie; dlatego wybaczam i uwalniam się całkowicie od przeszłości i wszystkich przeszłych doświadczeń, i jestem wolny. Kocham siebie; dlatego żyję zawsze w teraźniejszości i doświadczam każdej chwili jak podarunku. Wiem, że moja przyszłość jest jasna, radosna i bezpieczna, bo jestem ukochanym dzieckiem Wszechświata i Wszechświat z miłością troszczy się o mnie, teraz i na zawsze.

I tak jest.

~ Louise Hay, ‘Lecz swoje ciało’

BLOG BEZ BARIER WERSJA DO SŁUCHANIA https://youtu.be/WLYIdzeZBpc

sobota, 23 marca 2019

Dla kogo są ustawienia systemowe?🔊



Ustawienia są metodą uniwersalną. Nadają się dla każdej osoby, bez

względu na wiek, na miejsce w życiu, na status finansowy. Do wzięcia udziału w ustawieniach nie trzeba się specjalnie przygotowywać, ani posiadać jakiejś szczególnej wiedzy o swojej rodzinie. Wystarczy przyjść i być gotowym na tyle, na ile w danym momencie jest to dla nas możliwe. Dwa rodzaje pracy na warsztacie i na sesji indywidualnej, dają możliwość wyboru techniki pracy, bez uszczerbku dla efektu terapeutycznego i jakości "rozwiązania" problemu. I tak część osób, która nie pracowała nigdy w grupach i swobodniej czuje się w kontakcie jeden na jeden z terapeutą chętnie wybiera sesje indwidualne. Na sesjach indywidualnych wykorzystujemy figurki, kartki lub inne fantomy reprezentujące osoby połączone w obrębie tematu lub problemu, z którym przychodzi klient. Sesja trwa od 2 do 3 godzin. Oprócz ustawień pojawiają się też elementy pracy z ciałem, wizualizacje lub ćwiczenia wspomagające ujrzenie siebie i swoich przekonań w danym momencie życia. Od początku do końca sesji obowiązuje zasada podążania za klientem, z szacunkiem uwzględniająca jego opory i strefę komfortu. Wszystkie tematy i informacje, które pojawiają się w trakcie sesji objęte są pełną tajemnicą.
Praca na warsztacie przebiega nieco inaczej, gdyż w ustawieniach klienta biorą udział żywe osoby obecne na warsztacie, które reprezentują członków rodziny, osoby połączone z rodziną klienta tragicznymi wydarzeniami lub pojęcia takie jak Sukces, Śmierć, Życie, To co się wydarzyło, Choroby i ich symptomy itd. Osoba ustawiająca się nie jest zobowiązana do szczegółowego opowiadania o sprawach rodziny lub swoich. Zazwyczaj wystarczy pytanie zadane przez klienta, do którego prowadzi terapeuta, lub jedno, dwuzdaniowe określenie problemu. Przychodząc na ustawienia nie ma przmusu, ani obowiązku bycia reprezentantem w ustawieniach innych osób. Do bycia reprezentantem nie trzeba żadnych wyjątkowych umiejętności i przygotowania. Osoby, które przychodzą na ustawienia pierwszy raz doskonale sobie radzą z reprezentacją, gdyż fenomen reprezentacji w Polu Ustawieniowym ma charakter uniwersalny czyli jest "umiejętnością " dostępną każdemu z nas. Tak jak w naturalny sposób myślimy czy czujemy emocje podobnie naturalnie wchodzimy w reprezentację nie znając osób, które reprezentujemy. Bardzo często dzieje się tak, iż osoby zgłaszające się do reprezentacji intuicyjnie czują rezonans z tematem danego ustawienia, tym samym pracując dla kogoś mają możliwość jednoczesnego pracowania dla własnego systemu rodzinnego bądź siebie. Na ustawieniach poruszane są emocje pierwotne, dlatego gwałtowny płacz, różnego rodzaju dźwięki, drżenia ciała lub inne niecodzienne reakcje są czymś oczywistym, nie budząc zdziwienia ani dezaprobaty.

Z jakimi tematami przychodzą klienci? Ze wzystkimi, tu nie ma żadnych ograniczeń.

Czy czujesz, że już nie możesz, że dźwigasz już tak dużo, iż za chwilę upadniesz?

Przyjdź.

Czy czujesz w sobie chaos?

Przyjdź.

Czy twoja praca cię przytłacza? A nie masz siły na zmianę...

Przyjdź.

Czy twój związek się rozpada, lub ciągle nie możesz znaleźć partnera, lub wiklasz się w dziwne, trudne, niszczące relacje?

Przyjdź.

Czy twój partner cię zdradza, lub ty jego?

Przyjdź.

Czy masz problemy z dzieckiem, bo choruje, stało się agresywne, lub zachowuje się według ciebie dziwnie?

Przyjdź.

Czy żyjesz w rodzinie patchorkowej i nie wytrzymujesz byłych żon, mężów, dzieci?

Przyjdź.

Czy seksualność w waszym związku umarla?A może odczuwasz lęk lub wstręt do seksu?

Przyjdź.

Czy nie udają Ci się relacje z mamą, tatą, rodzeństwem, teściami, dziećmi,szefem w pracy?

Przyjdź.

Czy starasz się o dziecko i nic z tego nie wychodzi?

Przyjdź.

Czy ciągle toniesz w długach, lub nie potrafisz utrzymać pieniędzy, a może
ciągle dostajesz za swoją pracę za mało?

Przyjdź.

Czy masz firmę, która nagle zaczęła podupadać , lub zaczęły się w niej problemy personalne?

Przyjdź.

Czy chorujesz na tarczyce, stwardnienie rozsiane, raka, lub inne choroby?

Przyjdź.

Czy masz problem z uzależnieniami?

Przyjdź.

Czy straciłeś dziecko, rodzica, partnera, brata, siostrę?

Przyjdź.

Czy pochwycają cię silne uczucia złości, agresji, beznadzieji, niemocy, lęku?

Przyjdź.

Czy................................................?

Przyjdź.

WERSJA DO SŁUCHANIA 

https://youtu.be/7GLlFLlmhmg







poniedziałek, 18 marca 2019

Moja Miłość jest przy upośledzonych...fragmenty sesji indywidualnej



To była bardzo ciekawa sesja. Kobieta, która na nią przyszła dobrze znała pracę z ustawieniami. Przyszła ze względu na stan emocjonalny. Czuła się rozedrgana wewnętrznie, miała uczucie toczącej się w niej jakiejś walki, której przyczyn i charakteru nie mogła odnaleźć na poziomie realnym. Niedawno zmieniła pracę,
wiele lat pracowała z osobami niepełnosprawnymi psychicznie. Nowa praca nie miała nic wspólnego z tym obszarem.
Gdy usiadłyśmy naprzeciw siebie, nie były potrzebne żadne pytania, natychmiast weszła w reprezentację jakiejś osoby z rodu, ciało zaczęło drżeć, 

a twarz swym wyrazem i mimiką kojarzyła się z twarzą upośledzonego chłopca.
Podążyłam za tą wskazówką, ustawiając figurkę kobiety i chłopca.
Ich ruch ku sobie i zespolenie zadziało się natychmiast. Była w nim silna dynamika ochrony. Przy chłopcu rozwijała się energia jakiegoś zdarzenia z przeszłości. Postawiłyśmy kolejne osoby z rodziny i To co się wydarzyło. Czułyśmy dominującą w systemie rodzinnym tajemnicę, która miała charakter zatajenia nie tyle samego zdarzenia, ile prawdy o okolicznościach. Okoliczności łączyły w sobie dwie energie, śmierci i seksualną. Figurki reprezentujące członków rodziny chłopca i kobiety nie chciały patrzeć na wydarzenie, próbując je sobie wzajemnie zasłonić.
Dopiero dostawienie dawnej pracy kobiety zatrzymało chaos. Praca podążyła do chłopca i objęła go jak matka dziecko, a kobieta poczuła wyraźne odciążenie. Niemniej więź i przymus chronienia nadal w niej pozostawał. Stanęłam jako reprezentant chłopca naprzeciw kobiety.

JA - Powiedz do chłopca wewnętrznie: "Chronię cię przed nimi. Lepiej niż twoja mama, ale jestem na to za mała.
Kobieta zaczęła płakać, a ja czułam jako reprezentant chłopca , że jestem wbrew mojej woli "przytrzmywana".

JA - Powiedz " Moja miłość nie pozwala mi cię puścić "

Kobieta pochyliła się bezradnie do przodu. Wyciągała i cofała ręce.

JA - Powiedz " W imię tej miłości zrobię coś dobrego z moim życiem na twoją pamiątkę ".

Kobieta wyprostowała 
się i spojrzała z uśmiechem na mnie w reprezentacji chłopca, a ja poczułam jak siła jej "trzymania" słabnie .
---------------------------

Obecnie kobieta powróciła do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Mówi, że kocha to robić i, że ta praca jest jej źródłem mocy we własnym życiu.
Opisana sesja pokazuje jaką siłę ma nasze nieświadome wikłanie się w trudne wydarzenia systemu rodowego. Jak z miłością wchodzimy w nie swoje miejsce, tym samym podtrzymując zaburzenie hierarchii i porządku w systemie, a w konsekwencji takiego zaburzenia doświadczając niepowodzeń, przykrych zdarzeń, chorób, a nawet śmierci. Jak trudno jest nam czasem zrezygnować z tej szczególnej roli, bez której stajemy się tak nudnie zwyczajni, bez wyjątkowego miejsca w systemie i poczucia misji.
Pokazuje też, że wychodząc z nie swojej roli, pozostawiając przy naszych przodkach to co do nich należało, dopiero uwalniamy się do czerpania z tej siły, która ma źródło właśnie w ich trudnych, tragicznych losach. Wówczas możemy brać ją od tych co byli wcześniej całymi garściami robiąc coś dobrego z naszym życiem, na ich pamiątkę.



Dziękuję M. za zgodę na publikację.

"Alegoria głupoty" - obraz Quentina Massysa, początek XVI w.

piątek, 15 marca 2019

SAMOTNOŚĆ ... i deficyty.🔊


Gdzie się zaczyna ta dziwna, bolesna, głęboka samotność, która rozlewa się 
tęskną pustką aż do kości, która niczym przepaść bez dna wciąga nas głębiej i głębiej, bez szansy ukojenia? Która dotyka i tych żyjących w związkach i singli, tych spełnionych i tych mocujących się z życiem..., która powoduje, że tkwimy w związkach choć miłość dawno umarła, że zabiegamy o każdy okruchy uwagi od świata, że już nie mamy siły ale jeszcze wydusimy z siebie złudzenie "a może on, ona się zmieni, może mnie pokocha, tak jak kiedyś, tak naprawdę"...CZYM JEST TO "NAPRAWDĘ "?
Po kolejnej sesji, widzę ile jesteśmy gotowi oddać, wycierpiec, jak wchodzimy w amok obwiniania siebie, byleby nie stracić tego czego i tak nie mamy. Zatrzymujemy się w ruchu naszego Życia, a ono przepływa poza nami, ze wszystkim co dla nas ma, realizacją zawodową, relacjami z ludźmi, budowaniem rodziny. Decyzja o odejściu, zmianie staje się granicą nie do przejścia. Czasem w krótkotrwałym przypływie mocy robimy krok do przodu, wyprowadzamy się od toksycznego partnera, kładziemy wypowiedzenie na biurku szefa. Gdy pytam klientów jakie emocje czuli, co im towarzyszyło po podjęciu działania, słyszę ulgę, spokój, lekkość, wolność, siłę.
I tak się dzieje, gdy podejmiemy działanie uwalniające, które intuicja 
sygnalizowała nam już o dłuższego czasu, dołączało ciało chorując, tracąc siły i chęć życia. Ten akt odwagi nie pozostaje niezauważony. Bardzo szybko go sabotujemy, pojawia się lęk, zwątpienie, racjonalizacja, w której padają oskarżycielskie slowa skierowane do siebie samego: o braku odpowiedzialności , o winie, o tym, że nie damy rady, że to co mieliśmy nie było takie złe. Czasem ten stan staje się tak trudny do zniesienia, że gwałtownie próbujemy się cofnąć. Cofanie jest prawdziwie destrukcyjnym działaniem. Wracamy w starą koleinę, przegrani, słabi z pogardą do siebie. Dużo czasu musi minąć byśmy na nowo uzbierali siłę do podjęcia zmiany. Przy kolejnym i kolejnym razie schemat się powtarza, a my tracimy resztki wiary i szacunku do siebie. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak nam trudno pozwolić sobie na własne życie? Tak długo jak długo będziemy funkcjonować i kontaktować się ze światem przez pryzmat naszych deficytów emocjonalnych, towarzyszyć nam będzie niemożność w rzeczywistej ocenie sytuacji i jej zmianie na nową, zdrową . Gdzie i kiedy powstają nasze deficyty? Zazwyczaj bardzo wcześnie, nawet już w życiu płodowym. Jak wiele jest sytuacji, gdy zaskoczeni ciążą rodzice rozważają jej usunięcie? Płód otrzymuje wówczas informację "nie chcemy cię"," nie akcptujemy cię ", na tym etapie pojawia się lęk najbardziej pierwotny, lęk o życie. Dziecko, które się rodzi po takim przejściu, rodzi się z pamięcią tych przeżyć w ciele. Będzie mu towarzyszył tamten lęk, odzywające się w różnych sytuacjach życiowych poczucie paraliżującej bezradności, czasem nieuświadomiony strach przed mamą, który nie pozwoli wziąć od niej miłości, nadmiernośc w zasługiwaniu na życie, tak jakby otrzymało się to życie na kredyt, czasem uczucie " nie życia" i separacji, jakby życie przepływało za szybą. Oczywiście nasilenie tych emocji i ich negatywna moc sprawcza będą najskuteczniej atakowały w trudnych, kryzysowych momentach życia. Ponieważ przy przy naszej mamie zaczyna się wszystko, to tam rodzi się poczucie bycia kochanym, ważnym, kompletnym, bezpiecznym. Jeśli mamy nie było w okresie wczesnodziecięcym, umarła, odeszła, była w szpitalu, lub dziecko było w szpitalu, była ciężko chora, również pschicznie, lub z jakiś innych powodów nie była w pełni obecną dla dziecka, następuje przerwanie pierwotnego nurtu miłości. Z kosekwencjami zmagamy się we wszystkich przestrzeniach życiowych: w relacjach partnerskich, każdy partner nas za mało kocha, jesteśmy nienasyceni w oczekiwaniach, nie umiemy się zbliżyć do drugiego człowieka, paraliżuje nas lęk przed porzuceniem, samotnością nie wierzymy, że miłość się może udać, bo przecież ta pierwsza się "nie udała", mamy problem z miłością do naszych dzieci, jakby coś ją blokowało, jakby nie mogła w pełni popłynąć, trudno nam stanąć w energii kobiecej, podobnie w życiu zawodowm - nie płynie, często mamy uczucie utknięcia, niemocy.
Jeśli w życiu dziecka zabrakło ojca, umarł, odszedł, dużo pracował, był niezany, dziecko urodziło się na skutek gwałtu, również powstaje głęboki deficyt jego braku. Jak pokazują ustawienia systemowe często ujawniający się za pomocą uzależnienia, lub permanentnym problemem z utrzymaniem sukcesu, w relacjach partnerskich zamiast w roli partnerki, stajemy w roli córki, a partner zostaje niejako przymuszony do roli ojca, co na dłuższą metę nie może się udać. Partner nie udźwignie roli rodzica.Nie da takiej jakości miłości, którą dają jedynie rodzice.
Jak pracować ze swoimi deficytami? Proces zmian i ich uwalniania rozpoczyna się od zobaczenia niepokojących, powtarzających się schematów w naszym życiu, od uświadomienia sobie ich domniemanych przyczyn, w ustawieniach możemy je potwierdzić lub ujrzeć przyczyny rzeczywiste, możemy przeżyć na nowo sytuacje, w których powstały i uwolnić ciążące wzorce, możemy wrócić w ramiona mamy i taty, dosłownie na poziomie ciała dzięki reprezentantom naszych rodziców, również za pomocą metody Mocnego Trzymania wg. Jiriny Prekop, którego sesje prowadzi między innymi terapeutka Anna Choińska w Instytucie na rzecz Pojednania w Rodzinie. Nie ma znaczenia czy nasi rodzice żyją, czy mieliśmy z nimi jako dzieci bardzo trudne przeżycia, czy utrzymujemy z nimi kontakt, proces przywrócenia przepływu pierwotnej miłości jeśli jesteśmy na niego gotowi i otwarci przebiega niezależnie od rzeczywistych relacji z rodzicami. Daje nam dostęp do pierwotnej siły życiowej, która zasila nas wg zasady: Życie płynie od najstarszych pokoleń, poprzez kolejne generacje, do rodziców i od nich do nas, nie da się pominąć żadnego ogniwa bez uszczerbku dla naszego osobistego życia, szczęścia i zdrowia pschicznego. Na końcu procesu, kończy się nasza samotność, przychodzi siła wolnych i zdrowych decyzji życiowych.



WERSJA DO SŁUCHANIA 
https://youtu.be/D1pOzjt1YGE








rys.Beata Chojnik-Konopa

poniedziałek, 11 marca 2019

Mity o ustawieniach systemowych czyli kochajmy czarne koty🔊



Mity o ustawieniach systemowych zazwyczaj są wynikiem nieznajomości metody, która podobnie jak stworzona w latach dwudziestych przez Jakuba Moreno psychodrama z powodzeniem stosowana do dziś w terapii, może być poznana i zrozumiana jedynie w sposób fenomenologiczny, na drodze bezpośredniego doświadczania. Próby zrozumienia oparte nawet na najbardziej rzetelnych, specjalistycznych opisach, nie dają rzeczywistego obrazu działania i efektywności metody.

Ustawienia nie przepowiadają przyszłości, a terapeuta nie formułuje sugestii jakie decyzje powinien podjąć klient. Postawa, iż dzięki ustawieniom chcemy się o czymś przekonać czy dowiedzieć ( np. co się stało z pierwszą żoną dziadka, bo w rodzinie są podejrzenia dotyczące sposobu jej śmierci, lub czy mój partner mnie zdradza) nie jest właściwa, gdyż blokuje konieczną do prawidłowego przebiegu ustawień otwartość na to co się ujawnia. Klient może oczekiwać zmian i w konsekwencji poprawy swego zdrowia.

"W ustawieniach nie zajmujemy się nadludzkimi bytami. Efekty osiągamy stojąc na ziemi i wchodząc w relacje z ludźmi , a nie z aniołami." D. Janus,
Ustawienia systemowe Berta Hellingera. Przełom psychoterapii i wiedz o człowieku .

Transgeneracyjne czynniki w ustawieniach mają ściśle określony zakres, czyli nie wszystkie "wykroczenia" i "grzechy" w rodzie oddziałują na młodszą generację. Są nimi te zdarzenia, które łamią porządek miłości, traumy niemożliwe do asmilacji (śmierci dzieci, ludobójstwa, wydarzenia wojenne, ciężkie poczucia winy).

Obawy dotyczące reprezentacji w ustawieniu innej osoby, są również bezzasadne. Emocje i odczucia wynikające z roli reprezentanta odczuwane są do kilku minut po zakończeniu ustawienia i nie mają związku z czasem pojawiającym się niuzasadnionym twierdzeniem "o podczepianiu się obcych energii". Jeśli po zakończeniu pracy reprezentacyjnej czujemy się poruszeni, a przeżyte emocje powracają po zakończeniu warsztatów świadczy to jedynie o synchronizacji naszego systemu rodzinnego z systemem rodzinnym osoby, w której ustawieniu braliśmy udział jako reprezentant. Jest to niejako produkt dodany dla nas w trakcie pracy na rzecz innej osoby. Warto skorzystać z tego "prezentu" bez lęku i pójść za odczuwalnymi emocjami, zaobserwować do jakiego zdarzenia, lub jakiej osoby w naszej rodzinie nas zaprowadzą , jeśli natomiast nie jest dostępna nam taka wiedza, wystarczy je przeżyć, przepuścić przez siebie z pełną uważnością, a zapewne wiele na tym skorzystamy.

Zdarza się, iż po warsztatach niektórzy czują się gorzej, jest to przejściowe pogorszenie samopoczucia, które zazwyczaj wynika z konfrontacji z głęboko ukrytymi emocjami pierwotnymi, lub silnym zaskoczeniem i trudnością w zaakceptowaniu ujawnionych dynamik w obrębie danego systemu rodzinnego. Trochę spokoju i życzliwość wobec samego siebie, pozwalają na dopełnienie procesu porządkującego we właściwym dla niego czasie, a w konsekwencji osiągnięcia dobrego samopoczucia i uzdrowienia.

Sformułowania o " duchach przodków, które się podczepiają", które należy "przegonić " również mają niewiele wspólnego z utawieniami. W ustawieniach często jest widoczna zupełnie przeciwna dynamika, gdy dusza klienta
" podąża" w kierunku zmarłych zgodnie z zasadą przyjmowania i przyłączenia osób wykluczonych z systemu.
" Widzenie kogoś jako demonicznego i zasługującego na usunięcie nie ma nic wspólnego z trzeźwą zasadą ustawień systemowych, zgodnie, z którą równość i jedność wszystkich ludzi jest fundamentalna " D. Janus,Ustawienia systemowe Berta Hellingera. Przełom psychoterapii i wiedz o człowieku .



WERSJA DO SŁUCHANIA 
https://youtu.be/tqDOBOQ7FkA










Fot. Mikołaj Chojnik-Konopa 

niedziela, 10 marca 2019

Czy ustawienia zawsze działają ?🔊



W ustawieniach pracujemy na poziomie rozumu, ciała, emocji, i duszy.
Wszystkie te elementy połączone w nas od zawsze, współpracują , chronią
i dbają o siebie nawzajem. Sam proces podjęcia decyzji o udziale w ustawieniach systemowych już wymaga ich współdziałania, na poziomie rozumu przyswajamy informację o istnieniu takiej metody, emocjonalnie synchronizujemy ją z naszą potrzebą, trudnością, problemem, intuicją zatwierdzamy wybór i ostatecznie
jako myślące, czujące ciało przybywamy na warsztat lub sesję indywidualną.
Tutaj z większą lub mniejszą świadomością, z większą lub mniejszą otwartością,
z większym lub mniejszym zaangażowaniem uczestniczymy w naszym własnym ustawieniu. Sami lub za pomocą terapeuty dostrzegamy co skrywało się za naszą trudnością, docieramy do emocji pierwotnych, które skrzętnie skrywane pod emocjami wtórnymi ( np. złością, agresją, żalem) utajone stanowiły pożywkę dla problemu. Ujawnienie się emocji pierwotnych nie ma nic wspólnego 
z ckliwością , choć tak może się wydawać po przeczytaniu fragmentów sesji idywdualnych. Zdania, które tam padają mają charakter głęboko odczuwanych emocji, którym bliżej do przeżyć duchowych niż dramatycznej teatralności emocji wtórnych.Dosłownie i fizycznie w przestrzeni widzimy jakie zależności i dynamiki rządzą naszym systemem rodzinnym, i tak np. ze zdziwieniem odkrywamy, iż nasza mama, którą tak bardzo kochamy i szanujemy w ustawieniu zachowuje się jak mała dzieczynka, a my przyjmujemy rolę kogoś dorosłego, co pozbawia zarówno ją jak i nas sił, że nasz tata, z którego byliśmy dumni, bo tak ciężko pracował w ustawieniu atakowany jest naszym dziecięcym żalem i złością, a my wzrastaliśmy w poczuciu samotności i wiecznej tęsknoty, że nasz partner, który jest taki niemęski, w ustawieniu szuka swego ojca, który zmarł tragicznie, gdy on był małym chłopcem i przepływ energii męskiej z rodu został zatrzymany, że nasz syn, który sprawia w ostatnim czasie tyle kłopotu, w ustawieniu obejmuje swego starszego brata, który został abortowany i w zastępstwie za nas kocha go, bo nam trudno jest przebić się przez poczucie winy i z należną mu miłością spojrzeć w stronę abortowanego dziecka.
Przy tym widzeniu towarzyszą nam silne doznania emocjonalne, czasem czujemy gwałtowne zmiany jakościowe w ciele, spłakani, zmęczeni wracamy na swoje miejsce w systemie rodzinnym, ale też dosłownie w rzeczywistości, w naszym realnym życiu.
A co jeśli jest inaczej, jeśli patrzymy na dziejące się ustawienie jak na zupełnie niezrozumiały film, nasze emocje nie synchronizują , myślimy nic się ze mną nie dzieje. Wychodzimy rozczarowani, sfrustrowani, czasem zawstydzeni.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż bywa, iż rozwiązania, które pokazują się w ustawieniach budzą nasz opór (czasem na poziomie nieświadomym), który może wynikać z tego że:
" - rozwiązanie wywołuje poczucie winy z powodu niepisanych praw rodziny
   - bycie chorym daje poczucie niewinności i przynależności, a zdrowie i rozwiązanie czyni samotnym
   - rezygnacja że związku symbiotycznego (uwikłania) i wejście w relację "twarzą w twarz" wiążą się z momentem separacji i samotności,
   - pojawia się poczucie pustki z oddaniem tego co nas obciążalo
   - ujawnia się ból spowodowany koniecznością pozostawienia rodzica lub innej osoby jej własnemu losowi
   - uwikłanie, niesienie cudzych spraw czy złamanie hierarchii dają poczucie bycia kimś szczególnym,
   - pojawia się trudność w rezygnacji ze znanego stylu życia, nawet na korzyść szczęśliwszego i zdrowszego
   - rezygnacja z wyobrażenia o byciu kimś lepszym od rodzica okazuje się trudna
   - pojawia się poczucie, że porządki miłości są czymś banalnym w porównaniu z losem wynikającym z uwiklania
   - transformacja wewnętrzna i rezygnacja z wyobrażeń odnośnie ratowania kogoś czy zmieniania przeszłości wymaga wydatkowania energii psychicznej
   - trudno zakończyć podążanie za archaicznym poczuciem sprawiedliwości ." 
D.Janus,Ustawienia Systemowe Berta Hellingera Przełom w psychoterapii i wiedzy o człowieku
Dlatego decydując się na ustawienia warto przyjąć wobec siebie postawę podobną do postawy w Mindfulness, czyli z uważnością i bez oceny, oczekiwań obserwować co się z nami, w nas i wokół nas dzieje. Przychodząc i uczestnicząc otwieramy proces i czy chcemy, czy nie chcemy on będzie się toczył w nas i w naszym systemie rodzinnym. Proces ten zawsze przebiega w jednym kierunku, do uporządkowania systemu, a tym samym uwolnienia nas do naszego własnego życia, w konsekwencji do zwiększenia naszego dobrostanu.


Wersja Do Słuchania               https://youtu.be/nEDvtpuScAI                                                                         

środa, 6 marca 2019

PORONIENIE...fragmenty sesji





Patrzę na palącą się świeczkę. Świeczkę, którą K. zapaliła po sesji.
K. młoda kobieta, zadbana, elegancka, gdy przychodzi i się wita taka właśnie jest, wraz ze zdejmowanym płaszczem, zdejmuje swą ułożoną dorosłość,
staje przede mną dziewczyna,chwilami dziewczynka...z całym starym zamrożonym w ciele bólem, wstydem, złością...
Samotna z nimi od zawsze.
Mamy "nie było" - był alkohol.
Taty "nie było" - był alkohol.
Snuje swoją opowieść, oczami podąża za nią gdzieś w przestrzeń...
Czasem wraca do TU sprawdza czy jestem, czy słucham, czy nie jest sama...
Każdy fragment opowieści poprzedza słowami: Nie pamiętam.
Słowami , z których mała K. utkała ochronny futerał dla emocji,
a dorosła K. mówi dumnie "Jestem zamrożona", a ja słyszę "Dałam radę.Sama"

JA - dałaś radę sama.
K. ( natychmiast osadza się z powrotem) Tak. Ja się ciągle dziwię jak to było możliwe, że wówczas nie mając domu, nikogo, skończyłam szkołę średnią i zdałam maturę????
JA - ...i skończyłaś studia.
K. - WŁAŚNIE!
JA - Mała K. podarowała swą samotność w Ciężkim, za Ciężkim jako siłę dużej K. Piękny podarunek.

Widzę jak w zwolnionym tempie, słowo po słowie przepływa to zdanie
przez K.
Jak się prostuje, jak się łączy z małą K.jak widzi ją nagle inaczej, jak pojawia się wzruszenie...i nagle jej ciało opada, wygląda jak ciało dwudziestoparoletniej dziewczyny, twarz się napina, walczy z drżeniem ust...
K. - ...samotność...wtedy też byłam sama...
JA - co się stało wtedy?
K. - relacjonuje sucho: Byłam w ciąży. On nie chciał dziecka. Nie chciał mnie... poroniłam.

------------------------------------


K. siada w głębokim, otulającym fotelu, zamyka oczy, delikatnie wkładam w jej ramiona poduszkę zwiniętą w niemowlęcy rożek.
JA - Jak twój nieżyjący synek ma na imię?
K. - Adaś...
JA - Przytul Adasia...i powiedz do niego wewnętrznie:
Bardzo za tobą tęsknię synku...
Bardzo cię kocham synku...
Tak mnie boli...
K. Mocno przyciąga do siebie zawiniątko, płacze, twarz boleśnie ściągnięta...
Czekamy.
JA - Wdech i wydech...
Ciało K. wygląda jak ciało kobiety w połogu, miękko leży na fotelu, z przytulonym Adasiem do piersi...piękna, lekko uśmiechnięta twarz...spełniona kobiecość...
JA - Pokołysz Adasia...poczuj bicie jego małego serduszka...
Powiedz: Dziękuję synku, że byłeś ze mną trzy miesiące
Dziękuję synku, że jestem twoją Mamą, a ty moim synkiem
Chociaż cię tu nie ma ja już zawsze będę Mamą
Takie jakie to było nam dane było właściwe...


----------------------



Misterium spotkania Mamy z nienarodzonym synkiem trwa godzinę.
Ciało krok po kroku przechodzi kolejne etapy miłości, od zapłodnienia, aż po trzymanie dziecka w ramionach.
Towarzysze jako terapeuta, człowiek, kobieta, mama...z szacunkiem.










Dziękuję K. za zaufanie i zgodę na publikacje.


rys. Beata Chojnik-Konopa

   

poniedziałek, 4 marca 2019

Bo w nas jest pamięć...fragmenty sesji




Pisze do mnie T. Młoda kobieta, po śmierci rodziców opiekuje się dementywną babcią.

Babcia jest osobą leżącą, zazwyczaj spokojną, nie mówi, nie nawiązuje kontaktu, ale od dwóch dni i nocy wydaje dziwne dźwięki, którym towarzyszy powtarzana ciągle od nowa sekwencja ruchów, nie zasypia. T. załącza film, na którym widzę drobną postać leżącej kobiety odgrywającą jakąś scenę...nie mam wątpliwości, ruch i dźwięki logicznie połączone, tworzą obraz:
wygląda to tak jakby Babcia szarpała za rękę kogoś kto niespodziewanie,
na jej oczach zginął...towarzyszy temu dźwięk zniecierpliwienia, szoku, rozpaczy...
Łączymy się na Skypie z T. Proszę by zamknęła oczy, skupiła się na swoim wnętrzu i głęboko oddychała, podążam w ciszy za nią.
CZEKAMY...
Czuję narastający strach, ruch uciekających ludzi, w nieładzie, w rozproszeniu, w panice...słyszę odgłos bombardowania...

JA - Było bombardowanie, ludzie zostali zaskoczeni, część zginęła,
        Ktoś zginął...
T - Nie wiem...
JA - Powiedz do Babci wewnętrznie: Babciu jestem tam z tobą, też się boję
        tego huku, też się boję o życie...też rozpaczam przy zabitym, też próbuję
        go obudzić...
        Babciu, Oni są już tam, my jeszcze tu.
        Kiedyś do Nich pójdziemy.
        Moja Kochana Babciu...
T - ( na głos) Moja Kochana Babunia...

----------------------------
Następnego dnia T. pisze: Babcia po południu zupełnie się uspokoiła,
a dzisiejszego dnia była obecna! Wodziła za mną
swoimi dawnymi tymi sprzed choroby oczami,
widziałam, że mnie poznaje...

Po kilku dniach
kolejna wiadomość od T. : Rozmawiałam z siostrą, babcia jej
kiedyś opowiadała...że podczas
wojny poszła po jajka i rozpętało się
bombardowanie...

----------------------------

Dziękuję T. za zaufanie i możliwość publikacji






Fot. ze strony https://www.youtube.com/watch?v=vX3Q4n1sXK0

MOJA DROGA🔊


Tak się zaczęło...przynajmniej na kliszy fotograficznej,
bo w życiu zaczęło się dużo wcześniej, spotkaniem Mamy i Taty i ich Miłością.
Trudną Miłością. Mężczyzna i kobieta przychodząc do siebie i stając w życiu jako para przychodzą ze wszystkim co w ich Rodzie pomiędzy kobietami i mężczyznami się zdarzyło, na poziomie świadomości i nieświadomości budują swoją relację jak ich prababki i pradziadkowie.
Jako owoc tej Miłości z radością rozpoczęłam życie i z nadziejami,
jak każdy z nas, na jego piękno.
Potem było już bardziej rzeczywiście, czyli bolało, nie wychodziło, potykałam się i podnosiłam, ale ciągle szukałam drogi do siebie.
Dziś z perspektywy dojrzałej 52 letniej kobiety wiem, że to co było mi dane
prowadziło mnie do Tu i Teraz.
Tylko z tymi wydarzeniami: zdradą, stratą, śmiercią, rozstaniem, chorobą mogłam dojrzeć i zacząć dawać innym ludziom: Miłość bez oceny.

Życiowa filozofia kieruje całym działaniem terapeuty i kształtuje ducha
jego terapii.
C.G. Jung
Mogę robić to co stało się filozofią i sensem mego życia, czyli pracować jako terapeuta Cichych Ustawień Rodzinnych wg Berta i Sophie Hellinger.
Szukałam wiedzy w różnych szkołach i na studiach, w różnych pracach i zawodach, a znalazłam ją w Szkole Cichych Ustawień B i S. Hellinger. Pod kierunkiem moich nauczycieli Gerharda Walpera, Wolfganga Deussera i Anny Choińskiej porzucając stereotypy nauki uczyłam się czuć, kochać i szanować wszystko czym jest Nasze ŻYCIE.
Wiedza bezcenna, uzupełniona o porządki pomagania stworzyła ze mnie osobę, która dziś gotowa jest oddawać innym to co otrzymała. Zapraszam do wspólnej drogi do Siebie, do wspólnej drogi do Mamy i Taty, Partnera, Sukcesu i swojego ŻYCIA.

                                                                                          
Beata Chojnik-Konopa
Certyfikowany Terapeuta Ustawień Systemowych

                                       



WERSJA DO SŁUCHANIA 

https://youtu.be/OdhaavbNkNE



Droga powstaje gdy idziesz...SPOTKANIE WARSZTATOWE



 Droga powstaje gdy idziesz...zdanie zaczerpnięte z tytułu książki Julie Diamond   i Lee Spark Jones było mottem naszego ostatniego spotkania warsztatowego.
 Kto szedł? Gdzie? Po Co?
 Jedenaście osób, różnej płci, w różnym wieku...w różnym miejscu życiowym, z   różnymi     oczekiwaniami...Tak różni, a tak podobni w chęci wzrastania, w   nadziei integracji siebie, w   przyłączeniu tego co wykluczone, w miłości do   Mamy i Taty...w poszukiwaniu Szczęścia.





Zaczęliśmy piękną medytacją, przy żywych dźwiękach Tank Drumu, w której z poziomu serca łączyliśmy się z naszymi Rodami, szukaliśmy pustych miejsc w szeregach naszych przodków, miejsc TYCH zapomnianych, odsuniętych, osądzonych przez sumienie rodziny. 
Jak patrzyliśmy? Z Miłością przynależną tym, którzy przyszli ostatni, tym, którzy z NICH. Z Miłością właściwą dla każdego z nas na ten moment, tu i teraz.Wszak to droga ...cały czas idziemy, do nas samych i do NICH.
My właściwi i ONI właściwi. Pracowaliśmy z tematami uzależnień w rodzinie, z relacjami z Mamą, z Tatą, z brakiem siły życiowej, która utknęła przy trudnych decyzjach wojennych, w obrębie Męskiego, gdy honor został zapomniany...Z uważnością i szacunkiem podążaliśmy za ruchami Ducha, patrząc na trudny los przodków, który odsłaniało Pole Rodziny, patrząc tam gdzie było nam wolno. Dzięki pięknej pracy reprezentantów mogliśmy na poziomie wglądów spojrzeć na problemy osobiste takie jak odchudzanie, konflikty personalne, niemożność wyboru ( partnera, pracy, miejsca zamieszkania).
Oprócz pracy ustawieniowej zrobiliśmy dwa ćwiczenia w dwu i trzy osobowych grupach, dotyczące naszego Sukcesu Życiowego i odnajdywaniu Taty w sobie zgodnie z zasadą ja z Mamy i Taty.




Warsztaty trwały od godz. 12 do 18, z przerwą na regenerację i posiłek. I kilka słów o grupie.
Marzenko, Renato, Aniu, Agnieszko, Joanno, Justyno,  Elizo, Doroto, Pamelo i Mikołaju,
nie znając się stworzyliście tak wspaniały team warsztatowy, iż możność towarzyszenia Wam
była dla mnie prawdziwą radością. Pomimo zmęczenia z takim samym zaangażowaniem stawaliście do reprezentacji zarówno na początku warsztatu jak i na jego końcu. Ogromny szacunek dla Waszej chęci służenia w Ustawieniach kolejnych osób. Podziękowania za uważność i niewyobrażalne wręcz skupienie. Jako organizatorka i prowadząca przeżyłam piękne chwile wzruszenia wobec osób, które wcześniej nigdy nie pracowały w grupach warsztatowych, a podarowały mi  zaufanie i przekraczając swoją strefę komfortu dołączyły do nas.
Piękny czas....
Co dalej? Ruszamy w drogę wzajemnie obdarowani, ku więcej, do Naszego Życia.
Być może Do Zobaczenia!

Taki jaki jesteś, jesteś właściwy czyli jak pracuję.





Pracuję wykorzystując metaumiejętności, tak jak pojmuje je psychologia zorientowana na proces i definiuje Arnold Mindell. Szczególnie jest mi bliskie pojęcie " umysł początkującego",

„Jeżeli wasz umysł jest pusty, to jest on zawsze na wszystko gotowy i na wszystko otwarty. W umyśle początkującego jest wiele możliwości, w umyśle eksperta – tylko parę.Sh.Suzuki

tak więc w pracy z każdą osobą godzę się na to co się wydarza lub chce się wydarzyć, bez narzucania własnych preferencji. Nie ma tam również miejsca na ocenę ani osąd.

Zgodnie z pochodzącym z greckiego słowem therapeia, jako terapeuta towarzyszę, wspieram, ale też podążam za klientem.

Na sesji indywidualnej jak i na warsztatach pracujemy na kilku poziomach, na poziomie ciała, na poziomie umysłu, na poziomie emocji oraz na poziomie duszy.

Od którego poziomu zacznie się nasze spotkanie, który z poziomów będzie stanowił dominantę sesji decydują indywidualne okoliczności danego spotkania. Podążanie za nimi pozwala nam wspólnie zrobić najwięcej jak to jest możliwe na ten czas, dla danej osoby.

" Współbrzmiąc, żegnam się ze swoimi zamiarami, z osądami, z poczuciem wyższości i z tym, co chcę, powinienem lub muszę.Oznacza to, że zgadzam się tak samo na siebie i na klienta, co pozwala mu pozostać sobą bez obaw i lęku przede mną.Współbrzmiąc, mogę pozostać w sobie.Utrzymuję dystans i dzięki temu jestem w stanie rozpoznać, co mogę i wolno mi zrobić.Dlatego współbrzmienie jest stanem przejściowym.Trwa tylko tyle czasu, ile potrzeba do działania przynoszącego pomoc. Nie ma tu miejsca na przeniesienie, na związki terapeutyczne, na przejmowanie odpowiedzialności za innych.Każdy pozostaje wolny."

B.Hellinger,Miłość Ducha,str 237.

Zgodnie z zasadą nie każdy terapeuta dla każdego, zdarza się, iż muszę komuś odmówić, ale wówczas sugeruję innego terapeutę, lub inny rodzaj pracy terapeutycznej. Czym jest ta odmowa? Niczym więcej niż moim głośnym stwierdzeniem:

Nic dla Ciebie nie mogę.

Nie podejmuję współpracy z osobami będącymi w trakcie leczenia lekami psychotropowymi oraz czynnie uzależnionymi od alkoholu i narkotyków.


Beata Chojnik-Konopa

Czy ja mam klaustrofobię???? opis sesji indywidualnej



Wchodzi kobieta, około 40-tki.
Niewysoka o kobiecych kształtach, pierwszy widzę szeroki, cieply usmiech,
tuż za nim dynamikę ruchu przy wejściu:
silny ruch ku przodowi
zdecydowane, równe, mocne kroki,
jakby wystukiwała rytm: DZIAŁAM.
Siada otwarta z tym ciepłym uśmiechem, przez ułamek czuje jak
otacza mnie jej! energia opieki.
Nie czeka na pytanie, wyrzuca z siebie, na zatrzymanym oddechu:
A. - Mam ataki paniki w windzie...w innych miejscach też... Ostatnio  na urlopie, w Kijowie, w katakumbach...myślałam, że umrę...
JA - "...myślałam, że umrę.."
Patrzę w jej oczy powtarzając te słowa,
Jej twarz robi sie jakaś szara, przyprószona, wręcz brudna...
Oczy rozszerzają się...rysy twardnieją, twarz staje się męska...
Otoczone jesteśmy strachem, coraz większy ścisk,
coraz duszniej, węziej....
JA - ziemia, czuję ziemię miedzy zębami...
A. oddycha głośno, świszcząc, chwytając rozpaczliwie powietrze.
JA - ktoś sie czołga przeciska...mężczyzna...
A. - Dziadek pracował w kopalni!
Wyrzucone zdanie przepływa przeze mnie z drżeniem, drży przestrzeń pomiędzy nami.
Ustawiam figurkę Dziadka...kolejne figurki, które Pole pokazuje...
Jest mocno pochwycona, jest Tam...razem z Dziadkiem.
JA - ...coś tu się stało...był...
Wpada mi gwałtownie w słowo
A - WYPADEK! BYL WYPADEK...ja nic nie wiem...był wypadek... ja nic nie wiem...
Pochyla glowę, wciska w ramiona, przytłacza mnie jej wina, Dziadka wina...
Trwamy w tym.
JA - Powiedz wewnętrznie: ja taka sama jak Ty Dziadku...
Płacze, cicho, po męsku, bezsilnie
Czekam.
JA - Bardzo dbasz o swoich podwladnych?
A- Bardzo!
Prostuje się i rozpromienia.
A. - Jestem surowa...
JA - ...i ciepła
A. - Bo to Ludzie, przecież mają rodziny!
JA - Tamci też mieli...
Uśmiechamy się połączone Miłością do Nich wszystkich.

                  ------------------------


W korytarzu, z przepraszajacym uśmiechem wyjmuje telefon

A. - Wiesz ja pracuję do wieczora...
Rozmawia, ktoś czegoś nie dopatrzył...słyszę jak "gasi pożar"
Nie słyszałam jeszcze takiego ludzkiego głosu u szefa wobec pracownika, który narozrabiał...
Stanowczy i niebywale opiekuńczy.

                -------------------------

Któregoś dnia dzwoni:
Wiesz, nie boję się już w windzie...i palę świeczki dla Dziadka i dla Nich.



 Dziękuję A. za zaufanie i za zgodę na publikację.



CZAS ŚWIĄT







Sesje przed nadchodzącymi świętami stają się jakieś inne...
Przychodzący niosą ze sobą więcej, mocniej...
Dużo się pisze o przewadze naszego kupowania, o gonitwie za prezentami nad emocjami, nad byciem razem, a ja obserwuję jak pomiędzy półkami w supermarketach, z urwanych zdań, słów, w pośpiechu i tłoku wyłaniają się obrazy naszych bliskich...
- A u Was nie było kompotu z suszu? Oooo...
Dwie kobiety widać zaprzyjaźnione szperają na stoisku owocowo-warzywnym.
Ta pytająca wyraźnie wyraża swą dezaprobatę, do niezrozumienia przez koleżankę rangi kompotu na Wigilii. Miota się pomiędzy poukładanymi paczuszkami suszonej żurawiny i rodzynek.
- No nie! Nie ma, niemożliwe, przecież zawsze było, co to za sklep...?
Irytuje się. Na sklep, na tę drugą, na obezwładniający gorąc. Ta druga jakaś inna, miękka, wzrok nieobecny.
Widzę jak w tej irytacji pojawia się luka. Zauważyła. Łagodnieje.
- A jak u was wyglądała Wigilia, gdy mama żyła?
Zatrzymuje się w swym pędzie i patrzy tak uważnie, tak po ludzku, na tę drugą.
- U nas były morele we własnym sosie...takie do jedzenia, na słodko...
Ta druga uśmiecha się do obrazu z przeszłości...
- Wszystko przygotowywało się zgodnie z porami roku, zbierało, marynowało, suszyło grzyby do kapusty...
Stoję pochwycona przez jej opowieść, nie czuję już gorąca i mego prywatnego pośpiechu...Jest coś magicznego w tej przestrzeni wokół niej...chłonę tę magię
i szukam : Czym to jest?
...i nagle mam: To Miłość...Ona stoi na środku zatłoczonego sklepu i kocha.
Bezczelnie, na przekór powinnościom by kupić, by zdążyć, by niczego nie zabrakło.
I to jest zaraźliwe, widzę minę tej kobiety od suszu, jej nieobecny wzrok oglądający film z tymi co już odeszli...
Sama gmeram w skrzynce z jabłkami, ale też mnie już nie ma...Uśmiecham się do twarzy babci, która pojawia się przed oczami, słyszę głos taty...po kolei
w mych obrazach meldują się zmarli bliscy..I mocny ścisk w sercu...Mama,
moje dzieci, nie będzie mnie z nimi w tym roku...ufff, ale serce to czuje...
I smutek...uciekam spłoszona siłą emocji, od emocji : Działać! krzyczy rozum.
Więc działam, biegnę do domu objuczona pakunkami, ale ze mną biegnie tęsknota za niemożliwym, za spotkaniem z Nimi wszystkimi... 
Czy niemożliwym? Czy właśnie się nie spotkałam? W pokorze i rezygnacji z własnej formuły realnego spotkania przychodzą do nas nowe możliwości.
Spotykamy się w Sercu, w Duszy...spotkaniami pełnymi uważności i miłości.
My obecni, Oni obecni. My z Nich. My żyjący naszym w pełni tutejszym życiem dla Nich i na Ich pamiątkę.
Czuję jak w miejsce szarpiącej tęsknoty wpływa ukojenie, siła, radość...
My z Rodu...




Fot. ze strony http://www.rimac.com.pl/pl/artykuly/da-de-los-muertos,m1563468214

Niepokój fragmenty sesji


Dzwoni E. Kobieta mocno racjonalna, widziałyśmy się na ostatnich warsztatach, gdzie pomimo oporu i deklaracji zdecydowała się
na bycie reprezentantem w Ustawieniach innych osób.
E. - Od dwóch dni czuję Niepokój nie do wytrzymania.Próbowałam go rozbić i nic...
Racjonalizuje:
E. - Może to z powodu pracy, zadziały się różne rzeczy, myślę o wypowiedzeniu...Miałam też wieści z domu...
JA - Wystarczy, poczujemy to na spotkaniu.
                                
Niepokój E. wyprzedza czas naszego spotkania o dwie godziny.
Gdy E. wchodzi narasta do stanu napięcia i niecierpliwości przestrzeni,
w której się spotykamy.
E. przychodzi prosto po pracy, prosi o chwilę na herbatę i zjedzenie kanapki.
Siedzę i patrzę, a ona pomiędzy kęsami wypuszcza słowa, które mają przynieść ulgę w napięciu. Nie przynoszą, widzę jej rozedrganie, 
emocje już się wylewają.
Nastał ich czas.
Siedzę spokojna nie słysząc co mówi. Pole już się otworzyło...
Czuję jego zniecierpliwienie...w tym oczekiwaniu, aż będziemy gotowe,
aż E. będzie gotowa.
Gdy siadamy bezpośrednio naprzeciw siebie nie ma już czasu na wprowadzającą medytację... Dzieje się. Obie zostajemy pochwycone w służbę jej Systemu Rodzinnego: E. W reprezentacji Taty ( Tata od dwóch lat jest śmiertelnie 
chory ), ja w reprezentacji  Mamy Taty.
JA - to nie jest twój niepokój lecz Taty...i jego bezradność...
E. mocno reaguje ciałem na słowo bezradność.
Po tym słowie "twarz Taty" młodnieje, jakby cofał się w czasie...
Patrzy na swoją Mamę uporczywie z oczekiwaniem, wręcz błaganiem...
JA( w reprezentacji Mamy Taty) - Synku, mój kochany synku,
jestem przy tobie.
Nie bój się...
Gdy przyjdzie czas poprowadzę cię...
Pójdziemy razem, jak dawniej,
Ja twoja Mama ty mój synek...

Fala miłości przelewa się pomiędzy E. w reprezentacji Taty, a mną w reprezentacji Mamy Taty... Płynie, a my siedzimy w milczeniu, w pełni oddane osobom, które reprezentujemy...

                                             
Po sesji proszę E. by w najbliższej rozmowie telefonicznej z Tatą powspominała Babcię.
                                              
Po wyjściu E. długo pozostaję w ciszy i już jako ja matka, rozmyślam o sile Matczynej Miłości, której nie zatrzymuje śmierć, która wita nas na tym 
świecie w chwili narodzin i podąża opiekuńczo z nami, gdy przychodzi
czas naszego przejścia w ŚMIERĆ. 







Dziękuję E. za zaufanie i zgodę na publikację.